O mnie



A teraz tak na spokojnie i bardziej obszernie o sobie :)

1997 rok..
Mam 16 lat i poznaję człowieka, który ma dobermankę,..ja zagorzały miłośnik owczarków niemieckich.
Po dłuższym poznaniu tej suczki stwierdzam, że nie ma nic lepszego niż owczarek, który jest psem z rozumem
w przeciwieństwie do tej suki, która jest agresywna i nic nie umie... Stwierdzam także na głos, że "jak bym
miała dobermana, to bym Ci pokazała jak powinien być wyszkolony".
Skończyła się znajomość i skończyły się cytaty :)
Do 1999 roku ani myśle posiadać dobermana, uważam tą rasę za "niebezpieczną" i realizuję się w
pracy z owczarkami, zaprzyjaźniam się z policjantami - przewodnikami i szkolę ich metodami własnego owczarka
typowo do pracy użytkowej. O dobermanie mam zdanie, że w życiu nie chcę mieć z nim nic do czynienia..paradoks...

1999 rok..
Wyruszam z nudów jak co tydzień na zwiedzanie zwierzęcego targu, zimno, ponuro, między różnymi handlarzami
nieśmiało stoi obskórny facet i stara się sprzedać coś, co przypomina dobermana, lecz to "coś" jest obrazem
nędzy i rozpaczy, jest siwe od łupieżu, zachudzone, trzęsące się. Po chwili rozmowy biorę ją na smycz i odchodzę.
Wstyd mnie ogarnia, kiedy mijający mnie przechodnie myślą, że jej wyglad to moja "zasługa".
Weterynarz, 16 kg, skrajne zarobaczenie, odwodnienie, na sierści nie tyle łupież co wapno, które wypaliło skórę...
Wiemy, że Rendi ma 6 lat.. nie wiemy jednak, że to nasz początek z dobermanami i miłość na całe życie.
Rendusia to typ, który nie związuje sie emocjonalnie z nowym domem, wszędzie jest jej dobrze, gdzie dostanie
strawę i kocyk. Co mnie napadło wziąć dobermana ? Przecież to nie jest "moja rasa" ! Czy litość ? Czy też
wspomnienia i chęć udowodnienia sobie, że można wyszkolić dobermana tak, aby móc być dumnym ?

Nastaje 2000 rok...
Myślami jestem już przy nadchodzącym sezonie agillity, treningach z moja owczarką, która dość dobrze się
zapowiadała, niestety "drużyna" oznajmiła, że nie mogę uczestniczyć w zawodach bo owczarka nie posiada rodowodu.
Zatem powstaje pomysł na zakup psa z rodowodem. Może dobermana ? Są szybkie, zwinne, zdecydowanie
lepsze niż 45 kilogramowy owczarek niemiecki. Odwiedzam nasz ZK nieśmiało, nie mam wiedzy, nie mam odwagi,..
jedyne co wiem, to że nie chcę szczeniaka, ale podrośnietego psa. W ZK spotykam przemiłego pana, który
uświadamia mnie, że obecnie nie ma nikt na sprzedaż podrostków, ale oczekiwany jest miot po jego psie i suni
z Leszna. Decyzja zapadła.. W tamtym czasie nie mając wiedzy ani doświadczenia przy wyborze szczeniaka
mogę jedynie powiedzieć UFFFF, ponieważ miałam więcej szczęścia niż rozumu. Czerwiec .. do domu przyjeżdża
Arlenka, ja niestety przywykłam do owczarków, które nie miały nigdy tego temperamentu i robię błąd za błędem,
starając się z dobermana zrobić owczarka, wyspokoić na siłę normalnego psa. Drużyna agillity rozpada się,
moje plany prysnęły jak bańka mydlana, pozostało pytanie co teraz ? Skoro agillity nie możemy to może obrona ?
Tak, to mnie zawsze "kręciło", pies miał być groźny i bronić.. Na szczęście spotykam na swej drodze szkoleniowca,
który wyjaśnia mi, że obrona - tak, ale sportowa. Wchodzimy w to. Arlenka uczy się doskonale, pięknie tropi..
na draże orzechowe (?). Obrona to jej żywioł, bez problemu dogadujemy się w posłuszeństwie. Po kursie zdajemy
dość ładnie IPO1. Nasz trener jednak uznaje, że to na tyle, że nie chce mu się pracować z dobermanem a przy okazji,
pies nie podoła zdaniu IPO2. Był w błędzie, nie ma dla mnie rzeczy niemozliwych.
Kupuje rękaw, klina, i szlifuje psa sama, nie mamy deptaczy, ślady do końca
układam na siebie. Egzamin zdaję ze złotym medalem i doskonałymi punktami. Niestety fatalna w skutkach kontuzja
Arleny na treningu, spowodowana spotkaniem z pozorantem, który nie jest w stanie przyjąć poprawnie tak szybkiego psa
powoduje odunięcie od sportu na cały rok. Po tym czasie wiedziałam już, że Arlen dalej niż IPO2 nie pójdzie,
owszem, pracowała ale nie sprawiało jej to tyle przyjemności. Zatem odpowiedź była jedna..

Hodowla. Pierwsze krycie, pierwszy miot w 2003 roku , decyzja o pozostawieniu jej córki - Heski i
marzenia o IPO3. Arlena zakończyła karierę więc poświęciłam czas Hesce, która nie miała w sobie takiej zaciętości i
bojowości, co jej matka. Jednak treningi przyniosły efekt i zdalismy IPO1, następnie IPO2. Niestety błędy popełnione
przy szkoleniu, brak odpowiedniego pobudzenia i motywacji uniemożliwiły nam zdanie IPO3. Startowalismy krótko w
Obedience, ale nie sprawiało mi to radości, nigdy nie kręciło mnie samo posłuszeństwo. Heska została sunia hodowlaną i
zakończyła karierę w obronie.

W międzyczasie Heskowej kariery w 2004 roku przegladając internet zapragnęłam aby zamieszkała u nas dziewczynka
ze zdjęcia...obserwując jedynie fotki, nie kontaktujac się wcześniej z hodowcą postanowiłam, że Malina będzie moja.
Uprosiłam mamę, no i dzięki uprzejmości Valentiny - właścicielki ojca szczeniat udało nam się sprowadzić
Malinę z dalekiego St. Petersburga. Zaczął się "koszmar" mojego zycia. Przybyła do mnie choleryczka, która
nijak nie pasowała do moich zrównoważonych, wspaniałych suczek. Już wtedy wiedziałam, że pogłebienie wiedzy
szkoleniowej nad wyraz mi się przyda. Malina starała się pozbawić mnie ostatnich cząstek wytrzymałości psychicznej
swym charakterem niezależnego psa. Jej wyszkolenie zabrało mi mnóstwo czasu i energii, ale było warto. Jej twardość,
nieustepliwość, zdecydowanie i "francowata" natura pomogły nam stać sie przyjaciółkami, które razem dosięgną celu.
Po wielu trudnych latach zdałyśmy IPOV następnie IPO1, IPO2... Startowałysmy w zawodach PT.
Jednak Malina ponad wszystko kochała obronę, potrafiła zapomnieć o świeżo urodzonych szczeniętach, potrafiła
nie jeść, nie pić, byle by tylko dopaść swój umiłowany rękaw. Zostało jej to do dziś. Rosyjska krew zawładnęła mną
i nie wyobrażałam sobie, abym mogła mieć w domu psy o słabszych predyspozycjach do pracy.

W miedzyczasie w 2005 roku przybyła do mnie z Ukrainy kolejna sunia, która "trzymała mnie przy życiu".
Czara... Przyjechala w wieku 8 miesięcy, zepsuta, twardogłowa istota, która za nic nie chciała się podporządkować
istniejącym u nas zasadom, zawsze miała własne zdanie na każdy temat, także w szkoleniu była wyjątkowa,
nie tylko nie chciała się szkolić ale i robiła wszystko abym to ja dla niej pracowała. Współpraca z nią była
niezmiernie trudna i niestety bez efektów. Podjęłam jednak rękawice...Odeszła Rendusia, miała 12 lat....

Rok 2006 , jest z nami Arlenka, Heska, Malina i Czara, szkolimy się i wystawiamy.
Rok 2006 to także rok przeprowadzki, spełnienia marzeń o posiadaniu domu z ogrodem, o placu szkoleniowym,
o własnym hotelu dla psów. Żyć nie umierać, jednak marzenia sie spełniają, czasami przypadkiem. Czułam się
jak pączek w maśle,.. własny dom, ogromny ogród, który przerobiliśmy na plac szkoleniowy, fajni sąsiedzi
podzielający moją pasję i moja gromadka wspaniałych psów, których oczy lśniły podczas każdego spaceru
do lasu oraz kiedy mogły spędzić na powietrzu więcej czasu, szczególnie treningi mogły sie odbywać kiedy tylko
sobie zapragnęłam. Był to także rok rozpoczęcia mojej współpracy z doskonałym czeskim szkoleniowcem
, który otworzył mi oczy na wiele kwestii oraz pomógł podnieść kwalifikacje, jednocześnie moje psy
zaczęły mieć coraz lepsze wyniki w pracy.

Rok 2007 to rok podjęcia trudnej decyzji. Bardzo złe nawyki Czary z poprzedniego domu oraz
brak możliwości współpracy na dłuższą metę przyczyniły się do podjęcia decyzji o oddaniu jej w dobre ręce..
Trafiła w odpowiednie ręce, do ludzi, którzy mieli więcej cierpliwości i ochoty na prostowanie jej fatalnych nawyków.
To także rok miłej, aczkolwiek nieoczekiwanej niespodzianki. Dostałam meila, w którym Valentina pokazała mi
miot po swym psie Titanie, miot jedynie do oceny, nie było mowy o jakimkolwiek zakupie. Podobała mi się z
tego miotu jedna suczka, która nieoczekiwanie, bez wcześniejszych ustaleń przyjechała do mnie z Ukrainy.
Nie była zamówiona, nie miałam w planie kolejnego psa ! Spontaniczna decyzja Valyi i Janka była u mnie.
Przyjechała jako prezent :) Co by nie mówić, trafiła mi się gwiazdka z nieba, zrównoważona sunia, z doskonałym
socjalnym charakterem, kochająca wszystko i wszystkich. Nie mogłam od życia chcieć niczego lepszego niż taki egzemplarz.

Rok 2008 to także rok naszej prywatnej tragedii.
Odeszła od nas założycielka hodowli oraz moja największa przyjaciółka, która towarzyszyła mi w różnych chwilach
mojego życia, tych miłych i tych złych, była zawsze przy mnie, wspierała mnie. Niestety przegraliśmy tę nierówną
walkę z nowotworem. Arlenka poddała się i nie chciała już walczyć, uszanowałam to i przeprowadziłąm ją przez
Tęczowy Most. Nigdy się tak podle nie czułam. Podjęcie decyzji o eutanazji kogoś, dzięki komu czulam, że
kocham było dla mnie zbyt trudne. Jednak szacunek dla niej wymógł na mnie tą decyzję. Pustka po Arlenie była
nie do przyjęcia, ale na szczęście była z nami Hesia, Malina i Jana. Dodatkowo mimo wszystko tęskniłam za
Czarą i jej pięknym czekoladowym kolorem sieści, więc z kolejnego miotu Maliny zostawiłam sobie Demę.
Temperamentu jej nie brakowało, co przyprawiało mnie o zawrót głowy...Wiedziałam, że nie będzie z górki. Dema
pokochała i wybrała mnie na swojego przewodnika a współpraca z nią była wspaniała.

I tak oto skończył się 2008 rok rok a zaczął 2009 . Rok egzaminów, kolejnych obozów,
dni szkoleniowych.

Rok 2010 , kurcze, to już 11 lat przygody z dobermanami. Nie czuję tych lat,
nadal się uczę i uczyć będę. Żyję w otoczeniu moich największych przyjaciół - dobermanów. Mieszka ze mną sześć
serduszek, które biją tylko dla mnie, które swoją obecnością i miłością potrafią czynić cuda, pomagają zmierzyć
się z dniem codziennym. Jest to rok pełny planów nie tylko szkoleniowych ale także wystawowych. Moja teoria
hodowlana zaczyna zmieniać tory, zaczynam poważnie myśleć o ukierunkowaniu sie choć częściowo na linie
użytkowe, krycia już nie są podyktowane uzyskaniem "pięknych i mądrych psów", które nie wniosą do hodowli
nic więcej niż podstawy. Zaczynam myśleć o kryciach czeskimi i niemieckimi psami, których rodowody pełne
sa wartościowych psów i suk mających coś więcej niż IPO1. Ten plan wdrażać będę powoli ale do skutku.
Ramy się zamknęły, więcej psów mój dom nie pomieści :).

Rok 2011 to kolejny rok niespodzianek, zmian planów i decyzji życiowych.
Początkiem roku wzięłam ślub :) ... Postanowiłam także, że moje hodowlane suczki odpoczną conajmniej 1.5 roku
od ostatnich szczeniąt, był to czas dla mnie, dla męża i dla naszych współnych spraw.

Rok 2012 Zaczął się koszmarnie... Początkiem roku - 10.01 Odeszła moja ukochana Dema...
Sunia, dla której byłam najważniejsza, która zrobiła dla mnie bardzo wiele. Wypadek zabrał mi Demę na 11 dni przed własnym porodem
21 stycznia urodziłam wspaniałą córcię. Zaczął się kolejny raz wspaniały czas w moim życiu :)
Początkiem roku także stwierdziłam, że czas najwyższy uskutecznić moje wcześniejsze plany dotyczące
wprowadzenia użytkowej niemieckiej krwi do mojej hodowli - tym samym postawiłam na super kombinację genów
i pokryłam exterierową Janę czystym użytkiem z Niemiec - nie zawiodłam się, wręcz przeciwnie - uzyskałam doskonałej jakości miot.
Z tego miotu do dalszej hodowli pozostawiłam zarówno sukę jak i psa. Oboje zasługują na dalsze promowanie zarówno pod
względem charakteru jak i exterieru. Jestem pewna, że postawiłam na właściwa kartę.
Obecnie mamy Hesię, która ma już 9.5 roku, Malinkę, która we wrześniu skończy 8 lat i Jankę, która ma 5.5 roku.
Hesa i Malina są na zasłuzonej emeryturze.
Teraz stawiam na pracę z młodymi psami i postaram się w końcu spełnić swoje "zawodowe" plany.


Rok 2013 Dziwny, koszmarny, zaskakujący rok...
Początkiem roku obiecałam sobie, że więcej psów nie planuję. Miałam ich 6....
Hesia skończyła 10 lat w średnim zdrówku, Malina miała skończyć 9 we wrzesniu...
W połowie roku byliśmy zmuszeni uspić naszego Arona - owczarka niemieckiego, którego adoptowałam rok wcześniej.
Chwilę po jego odejściu umarła moja Malina. Był to pies, którego mogłabym klonować w nieskończoność, którego
ceniłam i kochałam ponad wszelką watpliwość. Moja przyjaciółka, moja petarda...
Po jej śmierci straciłam werwę i chęci do wszystkiego... Absolutnie wszystkiego.
Nie potrafiłam poskładać na nowo siebie, swoich planów, nagle wszystko przestało dla mnie istnieć.
Ból, jaki sprawił mi jej odejście zniszczył wszystko, na co pracowałam lata.
Przestałam trenować, przestałam udzielać się szkoleniowo. Wcześniej umierały moje psy, ale tej straty nie
potrafiłam zrozumieć i jakkolwiek się z tym pogodzić.... Umarło moje serce.
Zmieniłam także plany hodowlane - Bruno opuścił nasz dom, pies wyjątkowy, z doskonale rozwiniętymi popędami,
ale pewne powody rodzinne skłoniły mnie do tej decyzji. Nieoczekiwanie wróciła do mnie jego siostra Ika.
Właściciele już się nie mogli nią opiekowac, więc zostaje u mnie. Jest to dobry materiał hodowlany, wspaniale pracuje,
ma silnie rozwinięte popędy - wierzę, że się nie pomyliłam i podjęłam słuszną decyzję... Żeby tego było mało
wrócił do mnie również nieoczekiwanie Mailo - syn Maliny i Eltona. I tak wszelkie moje plany związane z hodowlą
zmieniły kierunek o 180 %. Przede mną sporo pracy i mam nadzieję, że już nic złego się do mnie nie przyczepi...

Rok 2014 No i znów rok pełen planów, chociaż jak zwykle ja swoje, życie swoje ...
Kolejny rok hodowli dobermanów, kolejny rok, gdzie szczęście przeplata się z rwącą serce tragedią....
Mailo znalazł wspaniały dom w Brazylii, gdzie pilnie uczy się pod okiem najlepszych.
Wiosną wymyśliłam sobie, że pokryję Ikę - plan dobry ale nie wyszedł. Ika nie zaszła w ciążę. Zamówiłam więc sobie z
czeskiej hodowli szczenię - suczkę użytkową. W międzyczasie jednak musiałam porzucić to marzenie ze
względów logistyczno-finansowych. Kiedy już jednak uporałam się
z własnymi sprawami okazało się, że wyśniony szczeniak jest zarezerwowany...
Po pewnym czasie okazało się, że jednak szczęśliwym trafem Mała będzie moja.
Kiedy już tak się cieszyłam i nie mogłam doczekać, musiałam się zmierzyć z tragedią... Byłam zmuszona uśpić Hesę.
Pożegnać kogoś, kto był dla mnie wszystkim, kto był częścią mego życia przez ponad 11 lat. Hesia chorowała od wielu lat, ale
choroba przybrała na mocy i nie było już odwrotu.

Mimo, iż wiedzialam, że ten moment kiedyś nastąpi to ciągle wierzyłam, że może jeszcze jakoś to będzie.
Oszukiwanie samej siebie i czekanie na cud ? Hesia do końca była sprawna umysłowo, wesoła, udawała przede mną,
że wszystko jest w porządku... Badanie lekarskie otworzyło mi oczy i złamało serce.
Wraz ze śmiercią Hesy skończyła się też historia prawdziwie polskich dobermanów -
ponieważ Hesia była ostatnią żyjącą dobermanką z czystym, polskim rodowodem.
Niewyobrażalna strata, ból, którego nie da się opisać, złamane serce i utracone nadzieje na potomka
po Hesi... Już nic nie ma, polskie dobermany wymarły. Chwilę po jej śmierci musiałam odebrać mojego wcześniej
zamówionego szczeniaka. Borykałam się z myślami - czy to Hesia umarła w złym momencie,
czy może szczeniak przyszedł w złym momencie..? Czy będę w stanie zająć się maluchem
w sytuacji, kiedy myślami jestem z Hesą ? Jakoś ... Jakoś to pogodziłam. Szczeniak jest upierdliwie niedobry
i wypełnia mi cały mój wolny czas. Trochę przypomina mi Malinę, bo już teraz czuję, że odbiera mi resztki moich
sił i zdrowego rozsądku... W ciągu ostatnich 2 lat straciłam dwie najważniejsze dla mnie psie
dziewczynki, które były moją radością, były dla mnie wyznacznikiem charakteru dobermana.
Hesa opanowana jak zawsze, nauczycielka moich szczeniąt z różnych miotów,
rozumiałyśmy się bez słów. Natomiast Malina, niezwykle odważna, bezkompromisowa, oddała by za mnie życie.
Każda inna, każda na wagę złota. Czas pokaże jak się historia mojej hodowli potoczy, w jakim kierunku pójdę,
ale bez względu na wszystko wiem, że mimo odejścia najlepszego przyjaciela, życie toczy
się dalej i trzeba iść wcześniej obraną drogą.

Kończy się ten zasrany rok, kończy kolejną tragedią.
29 grudnia umiera Jana. Początkiem listopada usunęliśmy Janie guz na listwie mlecznej.
Zagoiło się, ale po dwóch tygodniach od operacji zaczął rosnąć nowy.
Rósł szybko, agresywnie się rozprzestrzeniając.
Kilka wizyt u onkologa, kilka RTG, badań krwi, USG i wyrok. Nie chciałam się poddać.
Byłam jej to winna. Przecież jesteśmy razem na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie..
Nagle Jana z wesołej, pełnej życia babeczki stała się staruszką, niknęła w oczach.
Szybka decyzja lekarzy - idziemy na stół. Podczas trwania operacji podjęłam decyzję o eutanazji.
Nie było innego wyjścia, guz objął nie tylko pierś, ale też wpiął się w mięśnie, niestety również
objął mackami uda - musielibyśmy również odjąć jej nogę, potem kolejną, a zanim by się
zagoiła, już by miała kolejne przerzuty. Nie było sesnu dalej jej dręczyć i skazywać na ból,
jakiego doznawała od kilku dni mimo bardzo silnych leków p/bólowych.
Umarła spokojnie, w moich ramionach.
Tak bardzo się ciesze, że ten cholerny rok się kończy, oby kolejne były lepsze....


Rok 2015 15 lat hodowli... W ciągu tych wszystkich lat umarło mi az 5 moich wspaniałych psów...
Teraz w domu goszczą młode panny... Jest Ika - jedyna córka Jany, która u mnie została.
Jest też ze mną Gruszka - taki dziwny prezent. Gruszka przybyła do mnie jako niemal roczna panna,
szaleniec z buszu. Niczego się nie boi, jest absolutnie wesoła, szczęśliwa, dobrze mi się z nią pracuje a raczej
zaczęło mi się z nią dobrze pracować. Początkowo była nie do ogarnięcia, żyła innym życiem i dawała się we znaki.
Teraz, po wielu miesiącach wspólnej przygody wiem, że jest to kolejny pies, na którego być może długo czekałam.
Zarówno Ika jak i Gruszka spełniają wszelkie moje oczekiwania.
Końcem roku nasz dom opuściła Furia, ktorą zakupiłam w sierpniu ubiegłego roku.
Niestety, mimo najszczerszych chęci nie była to sunia, która spełniła jakiekolwiek moje oczekiwania.
Od swoich psów oczekuję w hodowli jakości. Nigdy nie dopuszczałam do rozrodu psów ze słabszym charakterem,
ponieważ wychodzę z założenia, że sama po takim psie nie zakupiłabym szczeniaka.
Furia wróciła do hodowcy. Być może, kiedy moje prywatne sprawy wrócą na prawidłowe tory, wrócę do pracy z psami
w przyszłym roku. Taki jest plan, takie mam założenia. Co z tego wyjdzie czas pokaże.
W związku z tym, że na całym świecie umiera każdego dnia mnóstwo psów na DCM,
absolutnie nie używam do hodowli psów, które nie posiadają aktualnych badań Doppler/Holter.
Świata nie zbawię, ale przynajmniej mogę spać spokojnie, wiedząc, że sama nie przyczyniłam się
umyślnie do choroby we własnej hodowli.
Kończy się rok i zaczynają nowe możliwości. Z miotu ZZ po mojej Ice pozostawiłam do hodowli doskonałej jakości Voltę.
Volta jest tym, do czego dążyłam wiele lat. Jest spełnieniem marzeń o dobermanie z charakterem, który z pokolenia na pokolenie wiedzie te najlepsze linie. Jest córką Mistrza Świata IDC IPO3.
To mój pierwszy miot od lat, gdzie patrzę na hodowlę zupełnie inaczej. To, co udało się powołać na świat Ice i Harlequinowi
jest niesamowitą nagrodą za tyle lat pracy hodowlanej.

Rok 2016
Plany planami a życie swoje.
Postanowiłam poszukać Gruszce domu. Kilka miesięcy poszukiwań i zupełnym przypadkiem
trafiła we wspaniałe ręce do ludzi przez duże L. Ma w nowym domu jak w bajce a ja jestem absolutnie szczęśliwa,
że akurat tam może mieszkać. Lepiej trafić nigdy nie mogła.
W ciągu całego roku nie wydarzyło się nic złego. Może w końcu zły czas mija.
Volta "składa" się w większej części z linii użytkowej, ale ponieważ nie znam idealnie jej przodków od strony
ojca, mogę śmiało powiedzieć, że ma sporo cech moich byłych psów.
Po swej mamie Ice i babci Janie jest socjalna, absolutnie głucha na strzały, zrównoważona i przyjacielska wobec ludzi, dzieci, zwierząt. Po swojej pół babci Malinie ma chęć współpracy z człowiekiem i zajadłość podczas obrony.
Chyba nadeszły czasy, gdzie w końcu praca hodowlana dała efekty, o których marzyłam - czyli po mojemu, geny "siadły".
Kończy się 2016 rok, 17 lat z dobermanami. I tak do końca życia i o jeden dzień dłużej :)

Rok 2017
Osiemnaście lat z dobermanami. Ika w maju skończy 5 lat, Volta ma już 15 miesięcy, gdzie te czasy kiedy miałam
po 6-7 psów naraz ? Już do tej liczby nie wrócę. Jest idealnie. Yyyy było....bo ?
Adoptowałam ze schroniska moją Jagę, córkę Maliny i Pako, którą właściciel postanowił porzucić, bo chora, bo stara.
Serce na szczęście zdrowe, lecz sama Jaga wygląda jak pół nieszczęścia. Jeśli nie znjadę jej fantastycznego domu - zostanie z nami już na zawsze. W końcu jest tak jak sobie życzyłam. Treningi, treningi. Idziemy powoli do przodu. Jeździmy do różnych czołowych pozorantów, bawimy się.
W planie na 2017 było pozostawienie sobie szczeniaka po Ice, ale zdecydowałam, że w przyszłym roku zostawię po Volcie.
Jaga po pół roku od adopcji znalazła fantastyczny dom !
Psy mam młode i absolutnie zdrowe, więc nie planuję pisać niczego złego przez kolejne kilka lat :)

Ika końcem roku zdała ZTP w doskonałym stylu, Volta podejdzie w przyszłym roku.
Niestety Volta nie zaszłą w ciążę, zatem kolejne krycie przed nami oraz kolejny wybór ojca naszych szczeniąt.
Wszystko układa się doskonale, ale strasznie mi brakuje moich dziewczynek. Kolejny już rok, kiedy zamiast opłatka
zapalam znicze. Brakuje nie tylko Maliny ale i tamtego zapalu do pracy, chęci, mobilizacji. Trzeba zakończyć rok i iść dalej.

Rok 2018
19 lat z dobermanami :) Plany plany plany. W planach egzaminy, ZTP, mioty. Nie będzie to nudny rok.

W związku z tym, że Volta nie zaszła w ciążę jesienią, postanowiłam pokryć ją na wiosnę.
Niestety tym samym egzaminy oraz ZTP przełożą się nam na późną jesień 2018.
Na ojca szczeniąt zarówno Volty jak i Iki wybrałam wielokrotnego uczestnika Mistrzostw Świata - psa o doskonałych
popędach, bardzo dobrego również pod względem exterieru - Apollo od Novomlynskych jezer.
W międzyczasie przybyła do mnie sunia z miotu WW - ponad 3 letnia dziewczynka, z wiele pozostawiającym
do życzenia wychowaniem.
cdn
UMARŁA VOLTA... 10.06 o godzinie 14....
Czas stanął, świat się skończył...
Tyle mam do powiedzenia. Koniec....
56 dzień ciąży, niedziela. Nagła gorączka, rozwolnienie, wymioty. Telefony, rozmowy, leki. Jest poprawa.
Volta chce znowu na spacer, krótki, na siku, kupę, krokiem ślimaka.
Chwilę później umiera mi w ramionach. Nawet nie staram się opisać myśli biegnących po mojej głowie.
Reanimacja, lekarz na telefonie. - Źrenice wielkie ? - Nie wiem ! - Magda, Ona nie żyje już, otwieraj ją i ratuj szczeniaki!
.....Jakie szczeniaki ? Voltę ratuję... Cenne minuty, które poświęcam na ratowanie Volty, zabierają życie szczeniętom.
Otwieram ją, działam metodycznie, przecież byłam przy wielu cesarkach, to nie może być trudne. A jednak.
Jeden, drugi, siódmy, jedenasty... SIEDEMNASTY ? Peknięta macica. Sepsa... To była szybka śmierć..
Świat się realnie skończył. Moja Volta, mój spełniony sen, odeszła. Malina, która na ziemię powróciła pod postacią Volty.
Nie, to taka lepsza wersja Maliny, bo prowadzona moją już lepszą ręką. Byłyśmy odbiciem lustrzanym. Pełne zaufanie.
Chwilę mi zajmie powrót do rzeczywistości, ale pomysł zakończenia hodowli był realnie wypowiedziany.
Czy Volta by tego chciała ? Gówno by chciała, jej już nie ma, za to jestem ja, chwilę nad przepaścią, ale została Ika,...również
na tydzeń przed porodem. Muszę być jej opoką.... Zniosę źle trafionych pseudo przyjaciół, zniosę wszelkie inne niepowodzenia..
Ale czy będę na tyle silna, aby zainwestować uczucia w nowego psa ? Czy będzie to nowy pies czy będę w nim szukać
odpowiednika Volty czując absurdalne rozczarowanie ? Nie umiem odpowiedzieć, ale to chyba nie jest czas na te przemyślenia.
Ika szczęśliwie urodziła. Oczywiście pech trzyma się mnie nadal. Umiera połowa miotu, jakaś bakteria.
Po, jakkolwiek to ująć - ochłonięciu po smierci Volty, zaczynam myśleć jednak o pozostawieniu szczeniaka
po Ice, trzeba kontynuować linię, pracę, wieloletnią tradycję hodowlaną. Nie ma we mnie chwilowo żadnych większych
uczuć, żadnego przeświadczenia o słuszności zostawienia szczeniaka, nie ma nic. Ale ponoć show must go on ?
Po wielu spędzonych godzinach, dniach, podjęłam decyzję "jedyną słuszną". Została sunia z żółtą wstążką.
Nie, nie jest to Volta ani w najmniejszym stopniu jej odpowiednik. Jest inna. Ani kolor ani exterier ani charakter.
Ale spełnia wszelkie oczekiwania, więc powinno być dobrze. Mam w sobie jeszcze sporo dystansu do decyzji o
pozostawieniu Lili. Nie takie były plany, ale cóż. Wsiadłam do kolejnego pociągu, gdzie mnie zawiezie ? Zapewne dalej.

Rok 2019
20 lat z dobermanami.
Czas leci, mija pół roku od śmierci Volty, ale myślami jestem z nią każdego dnia. Czasem nawet umiem o niej mówić,
nie rycząc. Ostatnie pół roku było ciężkie, jednak na ścianie dalej są ślady jej łap, został też jej ulubiony koc, którego nie
wyprałam, który nadal nią pachnie. Setki zdjęć i dwa namacalne dowody na to, że tu była.
I tyle po Niej zostało, tyle lub nic.
Lili rośnie, zachowaniem "niestety" nieudolnie przypomina Voltę coraz bardziej. Czas sie wziąć za pracę, opłakiwanie psa i
trwanie w maraźmie nie pomoże iść do przodu. Ice idzie siódmy rok, przed nami ostatni jej miot. To dopiero początek roku,
co przyniosą kolejne miesiące ? Przyniosą egzaminy, czas oderwać się od złych emocji i zacząć szykować się do zmian,
jakie przyniosły nowe regulaminy IGP.
Czas na plany. Zbliża się termin ostatniego krycia Iki. Wybrałam bardzo dobrego psa, który wiedzie jedne z najlepszych
niemieckich linii, który posiada szereg egzaminów i przede wszystkim w marcu przeszedł kompletne badanie serca,
bez jakichkolwiek oznak DCM. Ika również została kompletnie zbadana i oczywiście ani doppler ani holter nie wykazuje jakichkolwiek anomalii. U obu rodziców holter wskazał 0 VPC :) O ile zajdzie w ciążę i o ile urodzi się sunia, jedna z nich pozostanie z nami. Absolutnie przemyślana decyzja :)
21.06. rodzą się szczenięta,.. aż 3. Omg. No bywa. Ale jest wśród nich moja Vena.
Minął rok od śmierci Volty. Chyba czekałam na tę rocznicę, aby ogarnąć się.
W końcu doszło do mnie, że jej nie ma i nie będzie, że jest Lili, której trzeba poświęcić czas, że zostaje nowa sunia.
Połowa roku za nami.


Rok 2020
Długo mnie tu nie było. Rok bez wpisów, mimo wszystko kolejny rok bez Volty.
Rok zaczął się dobrze, wohooo chwilo trwaj ! Ika skończyła 8 lat w pełnym zdrowiu. Jest dobrze.
Mała Vena stała się roczną Veną, i tak, jest to pies, który został ze mną z wyboru, chciana.
Absolutnie dobry charakter, anatomia o dziwo też. Bez jakichkolwiek wad. Mija połowa roku 2020.
Przez koronavirus nie mogliśmy uzupełnić formalności związanych z uprawnieniami hodowlanymi dla Lili,
ale nadgonimy. Żadnych egzaminów, żadnych wystaw, testów. Po prostu nic. :)

Tadammm, kończy się rok 2020. W planach było krycie Lili, udało się dokończyć wystawy, choć było ciężko
ze względu na pandemię. Mieliśmy się kryć w grudniu, ale jak zwykle moje plany swoje a rzeczywistość swoje.
Półtora miesiąca wcześniej cieczka, wyjazd na czeską granicę, bez progesteronu, bez większych życzeń.
Udało się ! Kolejnym moim super wyborem stał się holenderski pies Blitz. Szczeniąt oczekiwać będziemy początkiem stycznia.
Chętnie zakończę ten rok bez problemów i oby 2021 zaczął się udanym porodem.
Ice idzie 9 rok, w zdrowiu ! Jest dobrze, przecież nie napiszę, że cudownie, bo licho nie śpi.
Limit śmierci, mam nadzieję, wyczerpałam na kolejne sto lat.

Rok 2021
Nowy rok zaczęliśmy idealnie. 3 stycznia był poród, o dziwo żadnych hitów, żadnych nieprawidłowości.
Lili urodziła 4 chłopców i 4 dziewczyny, wszyscy zdrowi, żywi, szczęśliwi. Nie planowałam w żaden sposób
zostawiać z tego miotu szczeniaka, więc zrobiłam sobie prezent i zafundowałam sobie szczenię z zewnętrznej
hodowli, gdzie nacisk na zdrowie i extra rodowód jest na takim poziomie, jaki uwielbiam.
Będzie MEGA
W przenośni i dosłownie. Weszliśmy w luty, szczenięta zaraz idą do nowych domów a ja zakochałam się w zielonej suni...
cdn
Ten rok był dla mnie jedną wielką pomyłką. Przez chwilę zaufałam obcej kobiecie, popełniłam błąd i płacić będę za to
jeszcze jakiś czas.
Jak żyję, nie zrobiłam większej głupoty, ale to, co się stało, umocniło mnie w przekonaniu, że
jeśli jeszcze kiedykolwiek pojawi się przede mną człowiek, który zechce ode mnie ciętego szczeniaka,..
to jak Boga noga... lepiej nie skończę, bo za to są paragrafy.
Szczenięta z miotu DD znalazły świetne domy, gdzie część z nich będzie trenować.
Problemy, jakie się nawarstwiły, odegnały ode mnie pomysł zakupu szczenięcia, ale co się odwlecze..
W międzyczasie Lili znalazła niesamowity dom. Rozstałam się z nią z tysiąca powodów, ale
dzięki tej decyzji obie jesteśmy szczęśliwe. Została Ika i młoda Vena.

Rok 2022
Rok jak rok. Volty nie ma już 3,5 roku a ja nadal o niej myślę. Nie o Malinie, Hesi czy Janie. O Volcie jedynie.
Ika weszła w 10 rok, Vena ma 2,5 roku. Takie przełomowe 2.5... bo tyle miała Volta odchodząc ode mnie.
Pandemia jedno, ja drugie, Vena nadal bez uprawnień, ja w zawieszeniu i tak obie czekamy, aż nam przejdzie :)
Ciocia Ola kazała się wziąć w garść i zacząć robić egzaminy, wystawy, dobra... o wystawach ja mówiłam.
W życie wszedł plan połączenia dwóch hodowli i pracy na sześć rąk. Trochę dwie a trochę jedna.
Plany planami a ja jak zwykle po swojemu. Ocknęłam się z marazmu i ruszyłam z kopyta.
W październiku się ocknęłam, ale lepiej późno, niż wcale. Z Veną przyspieszyłam, - zrobiłyśmy uprawnienia, przygotowujemy się do krycia, ale jak to zwykle bywa,
coś nam musi stanąć na przeszkodzie - oczywiście wynik vWD.
Wszelkie plany hodowlane właśnie dostały w pysk, ponieważ Vena okazała się N/P a wszyscy jej przyszli
mężowie, bardzo skrupulatnie przeze mnie wybierani - również są nosicielami vWD. No trudno. Szukamy dalej.
7.11. odeszła Ika. Diagnozy, lekarze, leczenie, brak efektów, diagnozy, lekarze, leczenie itd itd itd i nadal brak efektów.
Na nerce guz, pęcherz ledwo żył, przyplątała się cukrzyca, bolały stawy. Trochę też ogłuchła, ale z tym da się żyć.
Komfort życia się skończył. Jej oczy niegdyś pełne życia - dziś były puste, smutne, zmęczone. Nie tak powinna
wyglądać emerytura,... zasrana jesień życia. Starałam się jak mogłam, by podejść do tego zadaniowo, ale nie da się
kontrolować emocji. Jedyne, co trzyma mnie nad powierzchnią jest fakt, że już nie cierpi, że jest gdzieś, gdzie jest na
nowo tym samym wesołym, pełnym radości życia psem.
Rok kończy się smutno, ale ogołnie nie był zły. Do naszego teamu dołączyła Ira czyli Gaja Djuszes
Owczar... omg owczar, ale nie niemiecki.
Spontanicznie podjęta decyzja i na pokładzie jest z nami Owczarek Wschodnioeuropejski. Jest niesamowita.

Szukając dla Veny psa, postawiłam na inną kartę. Na psa wyjątkowego pod każdym względem.
Psa z doskonałym charakterem, eksterierem a przede wszystkim psa zdrowego. Vena została pokryta końcem listopada.
Jestem absolutnie pewna tej decyzji i uważam ją za doskonały krok, by pewne rzeczy w hodowli poprawić.

Rok 2023
W rok 2023 weszłam z przytupem. Usg potwierdziło ciążę. Normalnie doczekać się nie mogę.
Ira rośnie i już wiem, że vostoczniak będzie moją drugą rasą. Mam wobec niej zacne plany, jak również planuję zakup
kolejnego przedstawiciela tej rasy. Jedna z nielicznych moich dobrych decyzji.

1 lutego Vena urodziła 2 chłopców... no... :) Na szczęście poród bez problemów.
Chwilowo zajmuję się karierą VEO czyli Irki i tak właśnie przedstawia się plan na 2023.
W tym roku z pewnością nie nabędę żadnego dobermana, za to popracuję nad egzaminami Veny.

Październik... Krycie Veny, wszystko w biegu, bo przyspieszyła cieczkę. Wybrałam świetnego psa Kevina z zacnej - mocno
pracującej hodowli Black sagitta. Kevin za niedługo ogarnie IGP3, więc czego chcieć więcej. Zdrowy, zbadany.
Ira w międzyczasie zrobiła Młodzieżowego Championa i rozpoczęła z przytupem dorosłego Championa.
Została przebadana i w przyszłym roku pomyślimy nad miotem. Tymczasem w domu zawitał drugi Veo.
Czy nie taki był plan ? Kurde... samiec !! Niedoczekanie. Niemożliwe. Ja i samiec... I jest Atlant zwany domowo Nox
W listopadzie potwierdziłam ciążę - hurrraaa, oczekujemy szczeniąt. I.. wiadomo - żadnych komplikacji sobie nie życzę :)

Końcem grudnia a dokładnie 22.12 przyszło na świat 12 szczeniąt. Niestety 3 maluchy nie dały rady.
Poród przebiegał niemal bez komplikacji, wszystko na obcną chwilę jest w najlepszym porządku.
Czy zostanie z nami sunia ? Nie wiem.

Rok 2024
Krok za krokiem idę w stronę przemyśleń, czy zakończyć przygodę z dobermanami. Może to już czas ?
Z każdym rokiem staję się mniej cierpliwa i ciężej znoszę debilne zapytania o cenę i lokalizację.
Jednak głównym problemem dla mnie jest brak ambicji wśród kupujących i zerowa wiedza odnośnie
naszych rodowodów, badań, jakie wykonałam, celu hodowli. Produkcja dla produkcji mnie nie interesuje.
Szczenięta rosną i jestem niesamowicie zaskoczona ich jakością eksterieru, po prostu geny siadły.
Coś niesamowitego patrzeć na tak doskonałe szczenięta. Kąty, grzbiety, palenia. Wohoooo :)
Serce każe zostawić Fasolkę, rozum mówi, że przed nami krycie Iry i mało miejsca w domu...
c.d.n